„Jako śledczy doskonale wiedział, że granicę
między ekscentrycznym stylem życia i wymagającym leczenia obłędem często można
wykreślić tylko ostro zatemperowanym ołówkiem.”
Zadaniem thrillera
jest wystraszyć i przyśpieszyć bicie serca. Dobry thriller to taki, obok
którego nie przechodzi się obojętnie i nie zapomina zaraz po przeczytaniu.
Jeśli pijemy cappuccino – to dobry znak, gdy nasze podniebienie przeżywa euforię
na smak kremowej pianki, tak samo z książką – gdy porywa od pierwszego
zetknięcia, to znak, że będzie dobrze. Na niezapomniany rejs na pokładzie
wielkiego wycieczkowca zaprasza Sebastian Fitzek i jego „Pasażer 23”.
Samobójstwo, skok
prosto w przerażające wody oceanu, przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja
wydarzeń. Właśnie w takiej tragedii policyjny psycholog, Martin Schwartz
stracił żonę i syna. Po kilku latach mężczyzna wciąż nie doszedł do siebie,
jest rozbity psychicznie i gotowy na wszystko. Nie czuje strachu i dlatego podejmuje
się najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych zadań, wierząc, że to co
najgorsze ma już za sobą.
Pozorną równowagę jego
życia zaburza telefon od starszej kobiety, która twierdzi, że wie, co dokładnie
przydarzyło się jego najbliższym. Odnalazła ona małą dziewczynkę, która
zaginęła w podobnych okolicznościach. A teraz niespodziewanie pojawiła się i to
z pluszową maskotką należącą do syna Martina. A wszystko to ma miejsce na
pokładzie tego samego statku – „Sułtana Mórz”. Martin wyrusza w rejs, który
przypomni mu o bolesnych wydarzeniach z przeszłości, ale jednocześnie da mały
płomień nadziei na wyjaśnienie męczącej go tajemnicy.
Warto pochwalić autora
za interesujące umiejscowienie akcji książki. Statek – miejsce, które dla
czytelnika jest bardziej obce niż ulice jakiegokolwiek miasta. A dookoła
nieprzewidywalny, bezkresny i groźny ocean.
W książce wszystkie
postaci są bardzo autentyczne. Potrafią zarazić czytelnika emocjami, które
odczuwają. Bez względu na to, czy jest to smutek, cierpienie czy złość. Bohater,
mimo że próbuje zrazić do siebie całe otoczenie, wzbudza naszą sympatię, a
nawet uznanie.
Autor poruszył dość ważny
temat – ludzi ginących na pokładach statków. Podkreślił fakt, że nie zawsze są
to dobrowolne zniknięcia, a wielkie korporacje tuszują je, aby nie stracić
pieniędzy. Jeden krok i pochłonie ich woda, tak niewiele potrzeba by umrzeć i
równie niewiele by upozorować samobójstwo lub nieszczęśliwy wypadek.
„Najbardziej
przerażający thriller od czasu Milczenia Owiec” – tak głosi zachęcający napis
na okładce. Świetny chwyt marketingowy, który bez wątpienia trafi do niejednego
fana takiej literatury. Jednak nie znajdziemy tu odpowiednika Hannibala Lectera,
a dobrze brzmiące hasło nie do końca pokrywa się z prawdą.
Fitzek ma bardzo dobrą
umiejętność potęgowania napięcia i wprowadzania zamieszania i wielu autorów
mogłoby mu zazdrościć. Emocje rosną z każdą stroną, co powoduje, że czytelnik
liczy na wielkie i bardzo spektakularne zakończenie. I w tym właśnie problem. Fitzek
postawił sobie bardzo wysoko poprzeczkę, której ostatecznie nie udało mu się
przeskoczyć. Na tle całej książki, która w wielu momentach ociera się o
najlepsze dokonania w gatunku, zakończenie trochę rozczarowuje.
Przez to, że wszystko
jest zagmatwane czytelnik nie jest w stanie przewidzieć rozwoju wydarzeń, co
zdecydowanie jest plusem. Jednak z tego samego powodu historia jest również
niezbyt wiarygodna. Ale nie wiarygodności czytelnik w thrillerze oczekuje, a licentia
prosaica pozwala autorom na fantazję.
Rzadko spotykaną
rzeczą jest również przerwanie książki przed epilogiem, aby umieścić tam kilka
słów od autora, który opowiada o procesie jej tworzenia. Jest to zabieg, trzeba
przyznać, dość ciekawy, z którym spotkałam się po raz pierwszy. Prawie udało mi
się przez to przegapić zakończenie powieści. Więc, czytelniku - strzeż się tej
pułapki!
Prolog i epilog
spinają opowieść pewnego rodzaju klamrą. Osobiście bardzo lubię kompozycje
klamrowe, mam jednak wątpliwości, czy ten zabieg był tutaj potrzebny. Nie do końca
zrozumiałam intencje autora, gdyż te dwa krótkie fragmenty, nie są związane z
całą historią i nic do niej nie wnoszą.
Reasumując – książka nie
jest idealna i ma swoje mankamenty. Pasażer, mimo wspomnianych wad jest
naprawdę dobrym thrillerem, który sprawi przyjemność wielu czytelnikom. Fitzek
zadbał o doznania czytelnika, trzyma w napięciu i sprawia, że momentami czujemy
się jak na statku, który kołysze nami w różne strony. Czujemy wdzierający się w
naszą psychikę ocean, o którym nie możemy potem zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz