niedziela, 30 września 2018

RECENZJA: Heather Morris - Tatuażysta z Auschwitz



„Zobaczyłem, jak na wpół zagłodzony młody człowiek ryzykuje własne życie, żeby cię uratować. Pomyślałem sobie, że musisz być kimś, kto jest wart takiego ratunku.”

Czym tak naprawdę jest zło? Skąd się bierze i dlaczego się rozprzestrzenia? Ludzie niejednokrotnie zadają sobie tego typu pytania. Za każdym razem, gdy spotka nas coś, co uważamy za złe, czujemy się pokrzywdzeni przez los i modlimy się o boską pomoc. Doświadczamy poczucia niesprawiedliwości i zastanawiamy się dlaczego to spotkało akurat mnie? Historię wielkiego bólu i cierpienia przedstawia nam Heather Morris w książce pt. „Tatuażysta z Auschwitz.”


Lale, a właściwie Ludwig Eisenberg, słowacki Żyd trafia do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Zaczyna niesamowicie trudną walka o przetrwanie. Dzięki znajomości wielu języków obcych unika ciężkiej fizycznej pracy, zostaje tatuażystą. Zadanie niewątpliwie łatwiejsze dla jego ciała, ale nie dla ducha. Każdego dnia musi patrzeć na nowoprzybyłych, przerażonych więźniów i naznaczać ich na całe życie. Pewnego dnia pojawia się ona… Gita. Lale zakochuje się od pierwszego wejrzenia i obiecuje sobie, że kiedyś będą razem szczęśliwi. Zaczynają się tajne spotkania, padają wielkie słowa i obietnice.  Mężczyzna niejednokrotnie ryzykuje własnym życiem po to, aby ją ujrzeć, pocałować, czy wspomóc w najtrudniejszych chwilach.
Czy miłość okaże się silniejsza niż brutalna rzeczywistość? Czy uda im się przeżyć obozowy terror i żyć razem długo i szczęśliwie?

Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie potworności jakie spotkały ludzi spędzających swoje najlepsze lata w obozach. Ich koszmar rozpoczynała podróż pociągiem, tak przepełnionym, że nikt nie mógł się poruszyć, brakowało świeżego powietrza, bo wszędzie unosił się zapach potu i ludzkich odchodów. Jednak potem było tylko gorzej, stracili wszystko, co zabrali z domu, pieniądze, pamiątki, zdjęcia, w zamian za to dostali jednakowe, niedopasowane mundury i numer seryjny wytatuowany na ręce. Czekał im ogrom ciężkiej pracy w zamian za głodowe porcje żywnościowe.

W świecie tym człowiek nie jest już człowiekiem, a jedynie numerem i parą rąk do pracy. Życie więźnia nic tutaj nie znaczy, dla oprawców nie ma najmniejszej wartości. Skazani są traktowani jak zwierzęta albo nawet jak śmieci. Muszą patrzeć na brutalne mordy, często widzą jak giną osoby im bliskie i nie mogą temu zapobiec, a jedyne odwrócić wzrok, aby nie bolało aż tak bardzo.

Ale nawet w miejscu, gdzie zabiera się człowieczeństwo panują ludzkie odruchy. Więźniowie są ze sobą związani i bardzo lojalni. Nieraz dzielą się swoim, i tak już bardzo skromnym, posiłkiem z osobami potrzebującymi. Wierzą, że razem są silniejsi i wspólnymi siłami uda im się dłużej przetrwać. Lale również przekonuje się o tym, gdy cudem unika śmierci uratowany przez przyjaciela.

W obozie ludzie robią to, co muszą, aby przetrwać jeszcze choć jeden dzień. Często pomagają swoim oprawcom, wykonują dla nich różne zajęcia, które są sprzeczne z ich sumieniem. Bo liczy się tylko szansa na życie. Lale jest przestraszony, jak każdy inny więzień, ale jest też silny i udaje zdobyć mu się dobrą pozycję w obozie. Jako cichy obserwator zdobywa informacje będące na wagę złota. Zawiązuje sojusze i potrafi je wykorzystać tak, aby pomóc i sobie, i innym.

Cała ta historia oparta jest na faktach. Lale zdecydował opowiedzieć ją światu dopiero w ostatnich latach swojego życia. Trzecioosobowy narrator nawet przez moment nie daje sobie prawa komentowania zapisanych wydarzeń i nie pozwala również na to czytelnikowi. Mamy poznać historię, a nie oceniać jej bohaterów. Całość jest bardzo autentyczna i trafia prosto w serce czytelnika robiąc tam niemałe zamieszanie. Przecież obok takich tematów nikt nie potrafi przejść obojętnie.

Pytanie tylko dlaczego Lale opowiada te historię na ostatniej prostej swojego życia? Chce uzyskać rozgrzeszenie i uwolnić się od dręczących go wyrzutów sumienia słysząc głosy ludzi mówiące – zrobił co musiał, żeby przeżyć? A może po prostu chce wyciągnąć ten mroczny czas na wierzch, żeby te wydarzenia nie odeszły w niepamięć wraz z jego śmiercią?

Na pewno wielu z nas odwiedziło obóz w Oświęcimiu.  Weszliśmy tam tą samą bramą, chodziliśmy tymi samymi trasami i widzieliśmy te same budynki, które towarzyszyły więźniom. Być może ktoś umarł dokładnie w tym miejscu, gdzie staliśmy słuchając opowieści przewodnika. Taka wyprawa na pewno nie jest łatwa dla nikogo, ale warto dbać o pamięć osób poległych i nie zapominać tych wydarzeń, aby już nic podobnego nie miało miejsca.

Na samym początku, gdy książka cieszyła się rosnącą popularnością i można było zobaczyć ją niemal w każdym odwiedzanym przez czytelnika miejsca w sieci źle ją oceniłam. Myślałam, że będzie to zwykła, niewyróżniająca się niczym historia miłosna, która zdobyła popularność poprzez umiejscowienie jej w tak strasznym czasie i miejscu. Jednak przyznaję się, nie miałam racji. To piękna, wzruszająca i przede wszystkim prawdziwa opowieść o życiu, strachu i miłości. Czytelnik zostaje pochłonięty przez tamten świat i staje się jego częścią, przeżywa to, co bohaterowie powieści. I mimo faktu, ze wydarzeniom tym powinniśmy oddać należyty spokój i szacunek, to nie mogłam oderwać się od tej książki i  przeczytałam ją bardzo szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz