czwartek, 16 sierpnia 2018

RECENZJA: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął - Jonas Jonasson




 „Nie był z niego żaden modniś, ale rzadko się nim bywa w tym wieku. Aktualnie uciekał z własnego przyjęcia urodzinowego, i to także zdarza się rzadko w tym wieku, głównie dlatego, że w ogóle rzadko bywa się w tym wieku."

„Człowiek ma tyle lat, na ile się czuje, i te lata się liczą, a nie metryka.” napisał Marquez w jednym ze swoich dzieł. Zdanie to idealnie opisuje książkę Jonasa Jonassona - „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął.” Historię, która mówi, że wiek nie powinien być dla nas żadnym ograniczeniem, ani wymówką przed przeżyciem czegoś wielkiego i wyprawą w nieznane.


Allan Karlsson znudzony pobytem w domu spokojnej starości w dniu swoich setnych urodzin postanawia uciec. Bez żadnego planu i bez przygotowania, w piżamie i zwykłych papciach wyrusza na ostatnią przygodę swojego życia. Początkowo niewinna wyprawa komplikuje się, gdy Stulatek nieświadomie okrada jednego z członków grupy narkotykowej.

Policja wyrusza tropem Allana, myśląc że odnalezienie go to kwestia kilku godzin, w końcu nie mógł odejść daleko. Gdyby chodziło o zwykłego starca, na pewno mieliby rację, lecz nasz bohater jednak jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. W końcu nie każdy miał okazję pomóc w wyprodukowaniu bomby atomowej, pić wódkę ze Stalinem czy zjeść obiad z prezydentem Stanów Zjednoczonych, Trumanem.

W książce rozdziały opisujące bieżące wydarzenia przeplatają się  z retrospektywnymi, w których poznajemy przeszłość głównego bohatera, a całość tworzy niewyobrażalną historię jego życia. Szwed, który nigdy nie zastanawia się nad niczym dłużej niż to konieczne, stroni od polityki, ale za to chętnie sięga po alkohol, ma bardzo duży wpływ na losy świata w XX wieku. I to mimo tego, że nigdy do tego świadomie nie dąży. Cały czas pozostaje sobą, a żadna ze spotkanych osobistości nie zmienia jego podejścia do życia.

Rozdziały dotyczące przeszłości Stulatka są zdecydowanie dłuższe. Nic dziwnego, w końcu obejmują  cały bogaty w wydarzenia wiek XX. Jednak ich długość momentami może być trochę uciążliwa. Znajdziemy tam opisy wielu wydarzeń historycznych uzupełnionych o aspekt polityczny. Nie można mówić o wieku wojen bez polityki, jednak dla osób nieinteresujących się bliżej tymi tematami nadmiar tego typu informacji może być delikatnie nużący.

Z drugiej zaś strony książka, z założenia, ma być zabawną przygodą dla czytelnika. I tak też jest! Nie brakuje w niej humorystycznych opisów i śmiesznych sytuacji, które wywołują szeroki uśmiech na twarzy czytelnika.
Służy temu zwłaszcza kreacja Stulatka. Od samego początku wzbudza on zaufanie i sympatię czytelnika. Ma on dość specyficzne podejście do życia, prostolinijne, a czasem nawet naiwne, co jest przyczyną wielu zabawnych nieporozumień. A odpowiedzią na każde z nich jest odpowiednia ilość wódki. Jego działania są czasem tragiczne w skutkach, Allan jednak uważa, że skoro nie miał złych intencji, to ludzie nie powinni go nadmiernie obwiniać.  

Zresztą wszystkie postaci pojawiające się w książce są bardzo barwne, a może nawet nieco przerysowane. Autor często powtarza istotne informacje, które ich dotyczą, przez co czytelnik nie gubi się i z łatwością może je przyporządkować do poszczególnych wydarzeń.

Jednak jeśli spojrzymy głębiej w tę opowieść, pod warstwą humoru znajdziemy coś więcej. Zobaczymy stosunek autora do dwudziestowiecznych realiów i jego rodzinnej Szwecji. Docenimy wagę relacji międzyludzkich na świecie oraz siłę przyjaźni i wdzięczności. Bo człowiek nie jest w stanie osiągnąć nic, gdy działa w pojedynkę i każdy potrzebuje mieć kogoś u swego boku.

Książka napisana jest dość prostym i łatwym w odbiorze językiem. Bez wątpienia jest bardzo uniwersalna i może spodobać się każdemu, niezależnie od płci, wieku czy ulubionych gatunków literackich.

Po książki szwedzkich autorów sięgam dość często, jednak do tej pory były to głównie kryminały. Tym razem, kierowana chęcią odmiany, postawiłam na coś całkowicie innego. I bardzo dobrze, bo się nie rozczarowałam. Przygoda, w którą zabrał mnie Jonasson zostanie w mojej pamięci na bardzo długo. I choć, jak w skandynawskich kryminałach, nie brakuje tu zbrodni, zagadek i zaskakujących zwrotów akcji, to jednak humor gra pierwsze skrzypce i momentami ciężko uniknąć niekontrolowanych wybuchów śmiechu.

2 komentarze:

  1. Widziałam film ;) książkę też na pewno przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś chciałam obejrzeć film, ale z jakiś powodów dość szybko zrezygnowałam. Teraz postanowiłam dać szansę książce i było warto :) A do filmu na pewno kiedyś wrócę

      Usuń