„Chodzi o to, sir, że nie można się poddać. Może się wydawać,
że wali pan głową w mur, ale niejednokrotnie część tego muru to tylko karton
pomalowany tak, by wyglądał jak prawdziwa cegła. Przełom w końcu przychodzi.”
Kryminały bądź thrillery często pokazują nam to,
co w człowieku najgorsze. Autorzy nie boją się mówić o ciemnej stronie ludzi, o
ich słabościach, żądzach i pragnieniach. Wstrząsające opowieści zapisują się w
naszej pamięci na długo i po cichu dziękujemy, ze to tylko fikcja. Ale czy na
pewno tak jest? Wielu autorów inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami, a przez
to lektura jeszcze bardziej mrozi krew w żyłach. Nie inaczej było w przypadku
Val McDermid. Po niespełna dwóch dekadach od powstania na polskim rynku pojawia
się „Miejsce Egzekucji” i trafia na szczyty. Czy słusznie?
W małej, odciętej od świata wiosce dochodzi do
wielkiej tragedii – znika trzynastoletnia Alison, pasierbica najważniejszego
człowieka w tej okolicy. Mieszkańcy mimo dużej niechęci do ludzi z zewnątrz
zwracają się o pomoc do lokalnej policji. Mają wielkie szczęście trafiając na
młodego i ambitnego George’a Bennett’a. Dla jego kariery to wielka szansa,
pierwsze ważne śledztwo jest bowiem kluczowe w karierze każdego funkcjonariusza
prawa. Z czasem jego twarda skorupa pęka i emocjonalnie angażuje się w tę
sprawę, chce im pomóc jako człowiek. Jednak czas ucieka, a śledztwo stoi w tym
samym miejscu, nikt nie znalazł dziewczynki ani żywej, ani martwej.
Są takie sprawy, o których nie da się zapomnieć,
bo cały czas czają się gdzieś z tyłu głowy, gotowe by zaatakować w każdym
momencie. Tego właśnie doświadczył funkcjonariusz Bennett. Po trzydziestu
latach postanawia opowiedzieć to, co wydarzyło się w Scardale miłej
dziennikarce. Jednak gdyby wiedział, co przyniosą te rozmowy na pewno
przemyślałby to kilka razy. Na wierzch wychodzą nieodkryte wcześniej brudy i
nic nie jest już takie samo jak wcześniej.
Książkę bez wątpienia można określić mianem
kryminału, jednak słowo ‘typowy’ nie pasuje już tutaj ani trochę. Wszystko jest
bardzo precyzyjne i dokładne, a każdy szczegół
jest wyjątkowo dopracowany. Nie ma wątków z kosmosu, czy niedopowiedzeń,
jedne wydarzenia wynikają z drugich, po prostu wszystko ma swoje miejsce. Ale
coś kosztem czegoś… Akcja jest bardzo
spokojna, rozwija się powoli i bez pośpiechu, szczególnie w początkowej fazie,
gdy czytelnik jest wprowadzany w realia małej i dość mrocznej wioski.
Książka również mocno oddziałuje na uczucia
czytelnika. Raz jesteśmy poruszeni, potem smutni, a za kilka stron czujemy
autentyczną złość. Prawie tak, jakbyśmy stali z boku i patrzyli przez wielką
szybę na tamtejsze wydarzenia. Ten, kto zdecyduje się sięgnąć po tę książkę
poczuje się jak detektyw prowadzący śledztwo, oglądający poufne dokumenty i szukający
winnego. Będzie oskarżać, skazywać, zeznawać i przeżywać każdy incydent.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego możemy tutaj
się wczuć aż tak bardzo? Ponieważ dostajemy od autorki bardzo dokładną i
przemyślaną kreację bohaterów. Poznajemy ich cechy, widzimy jak zachowują się w
konkretnych sytuacjach i przez to są dla nas bardzo autentyczni, niczym ludzie,
których znamy naprawdę.
Książka wyróżnia się również konstrukcją. Jest
wyraźnie podzielona na etapy, od zaginięcia dziewczynki, przez poszukiwania i oskarżenia
aż do wyroku. W tej części szczególnie należy zwrócić uwagę na fragmenty
rozgrywające się na sali sądowej, gdyż jest to coś raczej niespotykanego.
Dokładne opisy rozpraw, zeznań, różnych przemów. Autorka usadziła czytelnika na
widowni, aby nie przegapił ani jednego słowa wypowiedzianego przez sędziego,
czy adwokatów.
Druga część książki ma miejsce aż trzydzieści lat
później. Bennett powraca myślami do tej sprawy, wszystko ożywa na nowo. Podąża
krętą balansując na krawędzi. Ale okazuje się, że przed przeszłością nie da się
uciec.
Historia, mimo wszystkich zalet dość
przewidywalna i schematyczna, potrafi zaskoczyć czytelnika swoim zakończeniem.
Nie znajdziemy tu wielkich zwrotów akcji i nietypowych rozwiązań, a autorka nie
wprowadzi nas w maliny tylko dla rozrywki. Do rozwiązania zaprowadzi nas za to
ciąg logicznych i powiązanych ze sobą zdarzeń. Podstawowe pytanie, czy przez
poczujemy nudę podczas lektury? Myślę jednak, że tego nie trzeba się obawiać.
Za kryminalną zagadką kryje nam się również morał
tej książki, mądre przesłanie, które powinniśmy mieć na uwadze. A mianowicie –
jest zbrodnia, musi być i kara. Próżne nadzieje ludzi myślących, że uda im się
uciec, bo chwilowo poczuli się bezpieczni.
Tak, ta książka jest dobra. Tak, zachwyca się nią
sporo ludzi. Jest inteligentna, przemyślana i dopracowana, ma wiele elementów,
których brakuje innym współczesnym kryminałom, co czyni ją w pewnym sensie
oryginalną. Jednak mimo tych wielu zalet myślę, że czegoś jej brakuje, trudniej
mi jednak określić co to takiego. Może właśnie chodzi o to mistyczne,
nieopisane ‘coś’ które sprawiłoby, że wstrzymujemy oddech i nie potrafimy
przestać o niej myśleć. Jest wyjątkowa, jest dobra, ale nie jest powalająca.
Jednak myślę, że każdy fan tego gatunku, i nie tylko, powinien po nią sięgnąć.
Spróbujcie, a nie pożałujecie!
Wynikowość wydarzeń to coś, co mnie kupuje. Mam wrażenie, że ostatnio wszystkie thrillery na jakie trafiam mają watki lub rozwiązanie z kosmosu. Strasznie mnie to irytuje.
OdpowiedzUsuń